Ćwierćfinały PLH wciąż trwają

Trwają i obfitują w niespodziewane wyniki. Jesteśmy już po piątych spotkaniach, a wciąż nie wiadomo kto dołączy do Cracovii w półfinale ligi. Ale po kolei.

GKS Katowice - Unia Oświęcim stan 2-3
Ta para dostarcza chyba najwięcej emocji, ze względu na różnicę dzielącą ekipy przed rozpoczęciem play-offs.
Mecz nr 5 był pokazem taktycznej konsekwencji gości. Na swoje okazje czekali cierpliwie i niektóre z nich wykorzystali z zimną krwią. Długo jednak wynik brzmiał 0-0, bo dopiero pod koniec II tercji udało się Unii wykorzystać okres gry w liczebnej przewadze. Rozbijanie ataków katowiczan, trochę szczęście (w końcu sprzyja lepszym) i wykorzystywanie błędów rywala pozwoliły zachować czyste konto bramkarzowi Unii. W trzeciej tercji jeden z błędów gospodarzy we własnej przewadze wykorzystał były gracz GieKSy - Andrej Themar i było 0-2. Na koniec do opuszczonej bramki gospodarzy trafił Jan Danecek i Unia pierwszy raz od dwóch lat wygrała w Satelicie 3-0. Co ważne, przełamała zwycięską zasadę gospodarzy w tej parze. Poniżej skrót meczu:

W sobotę Unia stanie przed szansą sprawienia największej niespodzianki w historii rozgrywanych w Polsce play-offs, czyli od sezonu 1983/84

GKS Tychy - Automatyka Gdańsk stan 2-3
Również para złożona z drugiej i siódmej drużyny PLH dostarcza ogromnych emocji. Gdy pisałem pierwszego posta o ćwierćfinałach gdańszczanie prowadzili 2-1.
Mecz nr 4 w Gdańsku był strzelaniną, którą lepiej zakończyli mistrzowie Polski. Wynik 8-4 sprawił, że rywalizacja zaczynała się niejako od nowa, tyle że w formule best-of-three.
Piąte spotkanie, zakończone przed dwoma godzinami przyniosło kolejne niespodziewane rozstrzygnięcie. Mecz rozpoczęli lepiej tyszanie. Dość szybko Radosław Galant dał im prowadzenie, którego nie oddali niemal do końca drugiej tercji. Niemal, bo na pół minuty przed jej zakończeniem Konstantin Tieslukiewicz wyrównał. Trzecią tercję obie ekipy grały starannie w obronie. Tyle, że bardziej staranie czynili to goście, którym na 8 minut przed końcem udało się strzelić zwycięską, jak się okazało, bramkę. W ten sposób już po raz drugi pokonali swojego rywala na jego lodowisku i po raz drugi objęli w rywalizacji prowadzenie. Skrót z meczu:

Podobnie jak hokeiści z Oświęcimia, również gdańszczanie staną w niedzielę przed szansą sprawienia wielkiej niespodzianki. I może się tak zdarzyć, że do półfinałów PLH nie awansują dwaj finaliści poprzedniego sezonu oraz dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego.

Podhale Nowy Targ - TKH Toruń stan 3-2
Można powiedzieć, że w tej parze wszystko wróciło do normy. Po dwóch zwycięstwach torunian, teraz dwie wygrane stały się udziałem hokeistów Podhala. Najpierw w Toruniu po zaciętym meczu, lepiej taktycznie zorganizowani Górale zwyciężyli 3-1.
Mecz nr 5 był bardzo dobrym widowiskiem. Gospodarze przeważali, jednak, podobnie jak to ma miejsce w dwóch pierwszych parach, goście tego spotkania cierpliwie czekali na swoje szanse. Chyba, że akurat na lodzie przebywał rosyjski atak TKH, który sieje postrach w lidze. Podhalu udało się zdobyć prowadzenie w pierwszej tercji. Kiedy w drugiej Marcin Kolusz podwyższył na 2-0, było wiadomo, że gościom będzie niezwykle trudno powtórzyć sukces sprzed sześciu dni. Walczyli, udało się doprowadzić do kontaktu na 5 minut przed końcem drugiej odsłony. W trzeciej tercji gospodarze znowu odskoczyli na dwa gole, ale trwało to ledwie 2 minuty, bo Denis Trachanow wykorzystał grę w przewadze i znów mieliśmy tzw. one-goal-game. Rozstrzygnięcie padło na 150 sekund przed ostatnią syreną. Oskar Jaśkiewicz trafił w okienko toruńskiej bramki i Podhale odniosło trzecie zwycięstwo w tej parze. Gdy pojawi się skrót z tego widowiska będziecie mogli go tutaj obejrzeć.
W niedzielę torunianie będą starali się na swoim lodowisku doprowadzić do meczu nr 7.