Przygody z PKP. 27 kwietnia

Miałem cichą nadzieję, że konieczność kursowania między Rzeszowem a Tarnowem vel Damaszkiem Europy niekoniecznie oznacza powrót przygód z PKP. Cóż, niepoprawny ze mnie optymista. Niestety kolej w Polsce oznacza przygody. Prędzej czy później. Bez nich nie ma PKP. Taki już los podróżnego. Postanowiłem zatem wrócić do swojej starej serii zapoczątkowanej na Facebooku. Z litości nie będę numerował postów.

Jak już wspominałem w innym wpisie brak przygód nie zawsze jest dobry, bo może oznaczać brak połączeń. Na linii Rzeszów-Tarnów sytuacja jest kiepska. Nie powiem, że fatalna, bo kiedyś mieszkałem na głębokiej łotewskiej prowincji z 2 autobusami dziennie, więc wiem co to kiepska komunikacja. Z drugiej jednak strony, gdy ostatni pociąg z Rzeszowa do Tarnowa odjeżdża o 20.29 i potem już nie ma nic, dopiero o 4.23, to ma to zdaje się znamiona "wykluczenia transportowego"...

Pociągiem o 20.29 nie jeżdżę zbyt często, bo niezbyt mnie urządza. Zamykanie Królestwa Bez Kresu o 20.00, kiedy zwykle przychodzą ludzie, nie jest dobrym pomysłem. Wczoraj jednak odwiedził Rzeszów @basementdisco. Przyjechał dość wcześnie, wcześnie więc otwarłem KBK, no i wczesniej zamknąłem. Karol wracał do Lublina o 18.00, zdążyliśmy wiec z @foggymeadow zajść na mieszkanie, spakować się i po 20.20 byliśmy w pociągu. Niestety nie ruszył planowo. Ani 10 minut później. Ani 20... Po 21.00 przyszedł konduktor i oznajmił, że podstawią autobus przed budynkiem dworca.

Autobusu oczywiście nie było i musieliśmy na niego czekać. W końcu się zjawił. Wszyscy się zmieścili. Ruszyliśmy. W Sędziszowie znowu przesiadka. Na pociąg.

Na peronie stało Pendolino i już pomyślałem, że pojedziemy pierwszy raz w życiu osobowym Pendolino, ale jednak nie. Nasz pociąg stał obok. Była godzina 22.00. Chwilę jeszcze postał i w końcu ruszył...

W Tarnowie byliśmy przed 23.00. Spóźnieni o godzinę i 20 minut. Ot, kolejna przygoda z PKP. Ciąg dalszy z pewnością nastąpi.