Budda Jaskiniowiec, Góra Zwegabin z górą śmieci i sto tysięcy nietoperzy - Hpa-An i okolice ;) (Mjanma #3)
Po relaksie na plaży, sensacjach żołądkowych i Festiwalu Świateł przyszedł czas by ruszyć dalej. Kolejnym przystankiem w naszym birmańskim planie podróży było Hpa-An: małe miasteczko oddalone o skromne 368 kilosów od Dawei z niesamowitą okolicą (wg internetowych źródeł). Chcąc zweryfikować rzetelność informacji, nie pozostało nam nic innego jak spakować się i łapać autostopa ;)
Kolejna podróż za garść uśmiechów
Jako że byłyśmy na początku naszej wyprawy, mogłyśmy sobie pozwolić na kontrolowaną rozrzutność czasu i ponownie wyciągnąć w górę kciuki by złapać transport =] Z Dawei wyruszyłyśmy nieco po godzinie 12. W centrum miasta cicho wszędzie, głucho wszędzie (co to będzie?!). Nic dziwnego, w końcu lokalsi balowali do samego rana nad rzeką (Festiwal Świateł). A tymczasem słońce zaczęło srogo dawać się we znaki. Nie było na co dłużej czekać jak tylko zacząć działać. Wyposażone w kartkę z nazwą naszej destynacji po angielsku jak i po birmańsku zaczęłyśmy machać rękoma w nadziei na szybką reakcję kierowców.
O dziwo nie czekałyśmy długo - zatrzymała się przy nas bardzo sympatyczna młoda parka. Zaoferowali się podwieźć nas na wylotówkę z miasta. Ja to odebrałam za dobry znak na drogę. Jak się później okazało, słodziaki podwieźli nas prawie na wylotówkę - na dworzec autobusowy. Nawet niedługo miał odjeżdżać bus do Mulmein (Mawlamyine), a stamtąd już naprawdę niedaleko do Hpa-An. Koszt busu o 14 to zaledwie 12,000 MMK, a kolejny bus był dopiero o 19 i kosztował już 20,000 MMK. Pomimo tego, że koszty transportu nie były wysokie i tak chciałyśmy łapać autostop. Dlatego też szybciutko zawinęłyśmy się z dworca i skierowałyśmy się „na trasę”.
Szczęście nas nie opuszczało - po kilku minutach już się wdrapywałyśmy na przyczepę naszych nowych wybawców ;) Aby dotrzeć do Mulmein potrzebowałyśmy 7 godzin i 4 fur. Ale dlaczego do Mulmein? Przecież meta to Hpa-An. Po pierwsze, dlatego, że nasi ostatni wybawcy (grupa ludzi pracująca ze sobą na co dzień, a owego dnia wracająca wraz ze swoim szefem z Festiwalu Świateł) właśnie tutaj kończyli swoją trasę. Po drugie, było już ciemno, jak sami wiecie gdzie :P Po trzecie - prawdopodobieństwo, że złapiemy kolejnego autostopa o tej godzinie (ok. 21) było bardzo, ale to bardzo niewielkie. Także lepiej było po prostu znaleźć nocleg, wymasować zastane tyłki, zregenerować siły i z rana wznowić podróż.
Wnioski po tym dniu były następujące:
- jeśli macie do pokonania odcinek ok. 300 kilometrowy, to nie ma co czekać do południa aby ruszyć. Bynajmniej nie w Mjanmie.
- na granicy regionów trzeba się wylegitymować i pokazać wizę.
- nie ma się co obawiać, że na południu Mjanmy ktoś się pokusi i Was gdzieś wywiezie albo, że się zgubicie - droga jest tylko jedna ;)
Hpa-An
Nazajutrz prawie z samego rana złapałyśmy lokalny autobus do Hpa-An. Koszt to zawrotne 1,200 MMK i półtorej godziny w wesołym autobusie. Jeśli nie masz miejsca siedzącego, nic straconego! Zawsze możesz usiąść na schodkach lub możesz wziąć sobie malutkie plastikowe krzesełko i tak cisnąć do końca ;)
Hpa-An, choć jest stolicą stanu Karen i ma nieco ponad 40 tysięcy mieszkańców, to tak naprawdę niezbyt wiele ma do zaoferowania. Wytłumaczeniem może być to, że przez wiele lat miejscowość ta była w otwartym konflikcie z rządem. Dopiero od niedługiego czasu sytuacja się uspokoiła. W konsekwencji, Hpa-An jest bardzo w tyle jeśli chodzi o rozwój w porównaniu z Yangon czy nawet Mawlamyine. To, co tak naprawdę przyciąga, to okolica - liczne jaskinie z Buddami i Góra Zwegabin. Dlatego też nie ma co przedłużać - ruszajmy!
Budda tu, Budda tam =]
W naszym hostelu (Soe Brothers, centrum Hpa-An, cena baaaardzo niska, standard również skromny, ale za to obsługa mega spoko), organizowane są wycieczki objazdowe jednodniowe po większości okolicznych „atrakcji”. Jaka cena? Wszystko zależy od liczby ludzi na pokładzie - 1 osoba płaci 30 tysiaków, dwie już po 15 i tak wprost proporcjonalnie coraz mniej aż do 6 osób i wzwyż - koszt spada do 5 tysiaków kiatów. I to jest opcja, którą gorąco polecam, ponieważ jaskinie są od siebie całkiem sporo oddalone. W pakiecie dodatkowo macie ogarniętego kierowcę, który dobrze nawija po angielsku i oczywiście dobrze zna okolicę. Natomiast sami zapłacicie za lunch i wejściówki do niektórych obiektów (max. 3 tysiaki - Kawt Goon i jeszcze w jednej tysiak, ale już nie pamiętam, która to była :P).
Plan obejmował następujące miejsca:
- Yathae Pyan Cave:
- Kawt Goon Cave:
- Kyauk Ka Lat Temple:
- Lumbini Garden:
Wjazd do Lumbini Garden kosztuję 4 tysiaki, ale podczas tej wycieczki nie ma co tego płacić - tylko podjeżdżacie pod wjazd, szybkie fotki i trzeba jechać dalej. Opłata ta tak naprawdę jest za wejście na Górę Zwegabin, która wznosi się nad Lumbini.
- Water Lake - jest to zbiornik z wodą gdzie lokalsi się chłodzą. A że gorąco tutaj jest codziennie, to wiecie ;)
- Saddan Cave (nie mylić z Saddamem :P):
Z Saddan Cave jest opcja przepłynięcia się łódką z powrotem do wejścia - koszt 2 tysiaki, ale z pewnością są to dobrze wydane pieniądze:
- Kawt La Thaung Cave:
Góra Zwegabin i multum śmieci
Powyższa objazdówka zajmuje cały dzień (start 8.30, powrót ok. 17.30) i wierzcie mi, wrócicie zrypani jak siemasz. Plusem tego jest to, że już tak naprawdę większość fajnych okolicznych miejscówek macie ogarniętych. My na koniec zostawiłyśmy sobie trekking na Górę Zwegabin i jaskinię nietoperzy. Z samego rana wynajęłyśmy skuter i pojechałyśmy pod Górę. Miałyśmy niecny plan żeby zrobić to skoro świt co by żar z nieba nie doskwierał tak bardzo. Szczerze mówiąc, to nie miało to znaczenia czy pojechałybyśmy o 8 czy o 10, słońce i tak już mocno grzało. Przed wejściem trzeba było odliczyć 4 tysiaczki i można było rozpocząć spacerek. Aha, przy okazji - nie zapomnijcie wody wziąć ze sobą. DUŻO wody - ja prawie 2 litry po drodze przyjęłam. Wspinaczka sama w sobie nie jest super wymagająca - macie kamienne schodki prowadzące Was na sam szczyt oraz kilka punktów widokowych czy też miejscówek na krótką przerwę. Na pewno z nich skorzystacie, gwarantuję :P
Po nieco po ponad godzinie dotarłyśmy na szczyt. Widoki w dal były naprawdę piękne, ale...
... jak spojrzysz w dół, to już tak super nie jest - znajdziecie multum śmieci. I nie powiedziałabym żeby to była sprawka obcokrajowców, tylko niestety lokalsów. Poziom wiedzy o ochronie środowiska jest tutaj naprawdę niski...
Jaskinia nietoperzy
Nie to żebym była jakąś super fanką Batmana czy też jego ziomków - małych nietoperzy, ale bardzo chciałam być świadkiem jak o zachodzie słońca wylatuje ich około sto tysięcy. Taka opcja tylko tutaj - wjazd za tysiaka i czekasz na przedstawienie, które ma nastąpić ok. 17.30.
Przedstawienie trwało dobre kilkanaście minut - w końcu jest tam około 100 tysięcy nietoperzy! Na początku marnie to wyglądało, ale jak już duże chmary zaczęły wylatywać i jeszcze były ostatnie pobłyski światła dziennego, to nawet fajnie to się oglądało. Ale tak, to szczerze mówiąc, aż takiego szału nie było ;)
Kilka dni w Hpa-An na relaks i zwiedzanie tego, co jego okolice mają do zaoferowania w zupełności wystarczą. Kolejnym punktem w naszym birmańskim planie była Złota Skała w Kyaiktiyo - jedno z trzech najważniejszych miejsc pielgrzymek buddystów w Mjanmie. Czy Złota Skała olśniła tudzież onieśmieliła mnie? O tym opowiem następnym razem =]
Do zobaczyska!
Karola
P.S. Praktyczne info:
- Dopiero w Hpa-An znalazłyśmy pierwszy super market. Było tam praktycznie wszystko i nic. Co mnie najbardziej zaskoczyło, to cena używek. I tak za butelkę lokalnego rumu 0.7 zapłacicie 2,700 kiatów - TAK prawie 7,50 PLN! A za paczkę papierosków 500 MMK, czyli ok. 1,30 PLN!!! To, kto z Was chętny jest na wakacje w Mjanmie? :P
- Za obiados - np. jakąś potrawkę albo curry z ryżem i kilkoma miseczkami warzyw, sosów i innych dodatków zapłacicie 1,500 MMK.
- Butelka wody 1l, to koszt 300 MMK lub 500 w restauracji.
- Skuter na jeden dzień (nie na 24h) - 7,000 MMK.
- Rower na cały dzień w Hpa-An to wydatek 2,000 MMK na cały dzień.
Jeśli ciekawią Was jakiekolwiek inne koszty życia codziennego podróżujących czy też lokalsów, pytajcie w komentarzach, chętnie odpowiem ;)
Wyprawa zarąbista, a te zdjęcia Saddan Cave to już kosmos. Zabrze się chowa. Gdzieś się doczytałem, że uniesiony do góry kciuk ma podobne znaczenie jak inny palec w Europie. Ale to dotyczy jakichś państw arabskich. Ja tam bym używał całej ręki jak w PRL-u na stopie. Następnym razem, kiedy będziecie w pobliżu stupy, zapytajcie miejscowych jak działa jej wielokrotne obchodzenie zgodnie z kierunkiem zegara. Ja wiem, ale nie jestem wiarygodny.
Czekam na ciąg dalszy relacji.
@trampmad dzieki za mile slowa! W Mjanmie najwidoczniej to nic obrazliwego ;) Spytam z pewnoscia tylko juz nie w Mjanmie, bo juz wyjechalysmy. Zapraszam na dalszy ciag relacji!