Leniwiec pisze #4 - Anime – Boku dake ga Inai Machi – Recenzja

in #pl-blog6 years ago

Post for polish subscribers.

ani10.jpg

Co byś zrobił, gdybyś mógł cofać się w czasie? Gdybyś mógł naprawiać swoje życie, ba, gdybyś mógł zmienić bieg historia?

Ta piękna wizja mocy może okazać się ogromnym przekleństwem. Boleśnie przekonuje się o tym główny bohater: Satoru Fujinuma. W tym wszystkim bowiem jest jeden, malutki haczyk – sam nie może jej kontrolować. Moc ujawnia się tylko w momentach, gdy Satoru ma coś zmienić lub uratować, na przykład w pierwszym odcinku uratował chłopca przed ciężarówką.

Mimo tego, że co rusz kogoś ratuje, sam wspaniałego życie nie wiedzie. Satoru jest mangaką, ale nie poczytnym – ciągle czegoś w jego pracach brakuje, musi więc dorabiać, rozwożąc pizze. Ale przynajmniej w miłym towarzystwie Airi. Problem pojawia się w momencie, gdy na światło dzienne wracają problemy sprzed lat. Konkretnie jedna sprawa: porwanie i morderstwo trójki dzieci wiele lat temu. Sprawę umorzono. Nikt nie mógł się spodziewać, że to jeszcze nie będzie koniec, minęły przecież prawie dwie dekady…

Przez rozwój wydarzeń, przed twarzą Satoru kolejny raz pojawia się niebieski motyl i… Bohater cofa się równo o osiemnaście lat, do czasów podstawówki, dokładnie przed wspomnianymi już porwaniami. Zadania ma jasno określone, ale bardzo trudne w realizacji: na samym początku ocalić pierwszą ofiarę – Kayo Hinazuki. Następnie kolejne dwie. A w miarę możliwości jeszcze znaleźć sprawcę. Los wcale nie musi mu rzucać kłód pod nogi, bo wystarczającym utrudnieniem jest wiek Satoru. A najgorzej, gdy idealny plan wcale nie okazuje się idealny i nic nie naprawia…

ani11.png

                                   ERASED

Słówko wstępu. Boku dake ga Inai Machi można znaleźć również pod angielską nazwą: ERASED. Dlatego właśnie będę używał tych nazw naprzemiennie, ale dalej mówił o tym samym anime.

Wydaje mi się, że Boku dake ga Inai Machi był dość głośnym tytułem i jeżeli tylko jesteś na bieżąco w światku anime, na pewno o nim słyszałeś. Seria ukazała się w zimowym sezonie 2016 roku. Za wydanie odpowiada studio A-1 Pictures, które ma na swoim koncie prawie dwieście różnych anime – między innymi takie perełki jak Shigatsu wa Kimi no Uso (Your Lie in April) czy Darling in the FranXX, o którym zresztą wspominałem Wam w tym poście. Oczywiście, są to jedynie dwa przykładowe tytuły, bo w swojej kolekcji A-1 ma znacznie więcej świetnych wizualnie, jak i fabularnie, produkcji.

Tego samego mogliśmy więc oczekiwać od ERASED… I to też dostajemy. Fabuła, mogłoby się wydawać, że mocno zagmatwana, jest bardzo przejrzysta w odbiorze. Widz nie gubi się w gąszczu wydarzeń, które dzieją się w dwóch zupełnie odrębnych czasach, a na sam koniec jeszcze troszeczkę się zmieniają. Podczas seansu (dosłownie, dwanaście odcinków połknąłem w dwa dni) byłem zachwycony klimatem anime. ERASED prezentuje nam wielowarstwowy dramat, a przy tym zachowuje wszystkie elementy takich ciepłych, miłych serii. Mamy tu przemoc w rodzinie, mamy samotność, mamy fałszywość, brak ojca, mamy nawet skazanie za niewinność – naprawdę. A zaraz obok mamy dobrze bawiących się przyjaciół, mamy wątek szczerej miłości (czy to matczynej, czy zwykłej). To wywarło na mnie ogromne wrażenie.

Tam, gdzie są morderstwa, przeważnie jest również wątek kryminalny. Boku dake ga Inai Machi zaprezentowało nam wspomniany, jednak nie oczekujmy tutaj czegoś genialnego, to nie Agatha Christie. Anime przez cały czas trwania, nie chce zrzucić z siebie tej tajemniczości i uświadomić widza, kto tak naprawdę jest winny. Zapomina jednak, że widz ma przeważnie więcej niż dwie szare komórki i wcale nie trudno mu połączyć kropki w tak prostym śledztwie. Nieskromnie powiem, że mordercę poznałem praktycznie od pierwszego wejrzenia (tu taki żarcik, bo w anime pierwszy raz, gdy zobaczymy mordercę, widać jego oczy he, he). Reasumując: wątek kryminalny jest, ale bez fajerwerków.

ani12.png

                                       Uratuję cię

Boku dake ga Inai Machi prezentuje nam bardzo dużo bohaterów. Bo prócz Satoru, o którym opowiadałem Wam na samym początku, mamy drugą bardzo ważną postać, również wspomnianą, Kayo Hinazuki. Dziewczynka jest samotna, wycofana, jest ofiarą przemocy domowej. Nawet największemu twardzielowi zrobiłoby się jej zwyczajnie żal. Przy całej tej otoczce, autorowi udało się stworzyć jej idealny charakter. Do tego stopnia, że każde jej „dobre słowo” lub promień radości potrafią wzruszyć.

Mamy również grupkę przyjaciół Satoru z podstawówki. Typowe dzieciaki, które po szkole chodzą pograć w planszówki lub Monster Hunter, czy zakładają swoją tajną bazę. Z tej gromadki pięciu przeciętnych postaci, wyróżnia się jedynie Kenya Kobayashi. Jedenastolatek jest bardzo inteligentny i przenikliwy. Do pewnego stopnia rozgryzł też plan Satoru i próbował zrozumieć, co się z nim dzieje. Koniec końców nawet postanowił mu we wszystkim pomóc.

Drugą równie ciekawą postacią jest matka głównego bohatera, którą na pierwszy rzut oka uznałem za: „nic ciekawego”. Jednak w miarę trwania serii coraz bardziej ją lubiłem i to nie przez to, że była dla każdego kochająca, ale była… Naprawdę interesującą osobą. Co się kryje pod tymi słowami? To już musicie sprawdzić sami.

Na ekranie przewija się także nasz morderca, który w swojej zwykłej postaci, że tak to ujmę, jest miły, ale trochę pusty. Za to, gdy poznamy jego alter ego, staje się jeszcze gorszy. Ręce do końca opadły mi na samym końcu serii. Nie mogę jednak odmówić mu sprytu i stworzenia perfekcyjnego morderstwa – które uszłoby mu na sucho, gdyby nie ten wścibski dzieciak z przyszłości.

Pochylmy się jednak jeszcze nad dzieciakami, bo sporo osób uważa, że są zbyt dorosłe jak na swój wiek. Satoru zachował swoją świadomość, więc oficjalnie ma trzydzieści lat – zarzut odbity. Kayo przeżywa ogromną patologię, która często wymusza szybkie dorośnięcie – zarzut odbity. Jedynie Kenya przejawia cechy geniusza i wybija się na tle pozostałych postaci. Szczerze, nawet mnie to trochę dziwiło, jak jedenastolatek może być tak sprytny. Nie widzę więc problemu.

ani13.png

                                      Ostatnie cofnięcie

Jak wspominałem, studio A-1 Pictures wypuszcza ciągle pięknie wizualnie serie. W Boku dake ga Inai Machi nie uświadczymy jednak misternie wykonanych postaci. Kreska jest dobra, nie przeszkadza w oglądaniu. Można jedynie przyczepić się do tego, że niektóre postacie wyglądają bardzo podobnie. Z kolei przypadły mi do gustu modele dzieci, które świetnie wpasowują się w tę radosną część klimatu.

Staram się też zwracać większą uwagę na animację. Dlatego właśnie napiszę, że animacja w ERASED była bardzo dobra. Nawet mi rzuciła się w oczy, więc coś musi być na rzeczy. Urzekły mnie wszelkie sceny płaczu, gdyż cieknące łzy w Boku dake ukazano genialnie.

Co do muzyki, muszę przyznać, że nie zwróciłem na nią uwagi. Teraz gdy odsłuchuje soundtrack, zastanawiam się, czy w ogóle takie melodie przygrywały w tle. Oczywiście, pamiętam te w sytuacjach największego napięcia, gdy miłe dźwięki stają się ciężkie i mroczne. Zauważyłem jednak pewną rzecz. Wspominałem Wam o tym podziale klimatu na miły i dramatyczny. To samo możemy w pewnym sensie zaobserwować w openingu i endingu. Gdy w każdym odcinku wita nas żywa piosenka, z bawiącymi się dzieciakami w tle – to jest właśnie ta przyjemna strona serii. Gdy jednak dotrwamy do endingu, a często na koniec odcinka zostawiano smutny plot twist, melodia się uspokaja, ba, staje się depresyjna. A zamiast wspomnianych dzieciaków, widzimy sznur.

ani14.png

                             Dawno już nie byłem tak spełniony

W zasadzie tym nagłówkiem powyżej, mógłbym określić wszystkie moje odczucia dotyczące tej serii. Ogromny szacunek należy się Keiowi Sanabe, za stworzenie tak, zaryzykuję, wybitnego dzieła. I mimo że anime różni się trochę od mangi, dalej jestem zachwycony. Całe szczęście, że komiks możemy dostać w polskim wydaniu.

Najbardziej do gustu przypadł mi właśnie dualizm klimatu (chociaż wydaje mi się, że tylko ja go dostrzegam). Boku dake ga Inai Machi zaspokoiło moją wewnętrzną potrzebę dramatu – bo to naprawdę smutna seria, musicie się na to przygotować, a przy tym samym dała mi odrobinę ciepła i radości. Tego drugiego chociażby w warstwie humorystycznej, choć mogłoby się wydawać, że nie ma już tu na nią miejsca. Śmieszne są momenty, w których Satoru zapomina, że nie ma aktualnie trzydziestu lat. No i fajnie, że główny bohater nie jest idiotą. W zasadzie nikomu nie powiedział, że cofnął się w czasie, a czuję, że w niektórych anime, postać krzyczałaby o tym na prawo i lewo.

Podobał mi się również motyw motyla, który pojawiał się zawsze na moment przed cofnięciem. Inny rzeczą, która dostrzegłem, to chwile, gdy bohaterowie planują lub robią coś złego – wtedy ich oczy zaczynają świecić na czerwono.

Jedyny minus to zakończenie, które różni się ponoć od tego w mandzę. Mam nadzieję. Wyszło tak bardzo przeciętnie, w porównaniu do całego ogółu serii. I kompletnie niezrozumiała dla mnie postawa mordercy…

Ale gdy tylko przymkniemy na to oko, ERASED staje się jedną z najlepszych serii, jaką widziałem. Z czystym sercem ją Wam polecam! A gdy i Wam przypadnie do gustu, zostawcie lajka na moim fanpejdżu, aby nie przegapić kolejnych recenzji!

Leniwiec-1.jpg

Jak zawsze zapraszam na bloga: http://www.leniwiecpisze.pl (especially you <3 @cheetah )

Coin Marketplace

STEEM 0.28
TRX 0.13
JST 0.033
BTC 62549.96
ETH 3022.14
USDT 1.00
SBD 3.67