Subiektywne Top 10 najlepszych AMV

in #engrave4 years ago

Ohayo, pewnie do środy wrzucę tekst o 2 części "WarCrafta", a póki co zapraszam na przegląd najlepszych teledysków anime, jakie widzialem.

AMV (Anime Music Video) jest stosunkowo nową formą sztuki. Zacząłem się nimi interesować w wieku 13 lat. Wówczas, jako mały dzieciak, często wchodziłem na stronę zwaną http://www.dbzarena.net i ściągałem wszystko jak leci (jak typowa pijawka, jakich pełno w internecie). Na tle tych wszystkich filmów o różnej jakości, w sposób znaczący wybijał się niejaki Paolo Gatelli. Po dziś dzień trzymam na swoim dysku (i nigdy nie wyrzucę!) kilka jego dzieł. Później zapoznałem się bliżej z twórczością m.in.: NHMK, Koopiskevy (twórca nieśmiertelnej “Euphorii”, która mimo wielu lat na karku nadal spluwa z góry na większość teledysków), DannyPoo, Poga (b. dobra marka z naszego kraju, wówczas o ile dobrze pamiętam był to jedyny polski AMV-maker znany zagranicą), Istiv i wielu, wielu innych. Kilku pominąłem, niektóre świadomie, inne z powodu zapomnienia. Szmat czasu jak jasna cholera, więc nawet można zapomnień mimo dobrej pamięci. Jak widać (chociażby po tym tekście) ciągle jestem fanem AMV, choć poza Akrossem i kilkoma większymi konkursami nie śledzę za bardzo rozwoju sceny. Rozrosła się do zbyt dużych rozmiarów, w pewnym momencie olałem temat i narobiłem sobie takich zaległości, że niemożliwością jest dla mnie ich nadrobienie. Chociaż... gdybym przestał marnować czas na granie, to może bym nadrobił.

Ale dość tej historii, trzeba przejść do rzeczy! Wielu z Was pewnie nie raz się styknęło z teledyskami anime. Nie chcę wyjść tu na kogoś aroganckiego (bo wiele razy mi to zarzucano przy dyskusjach tego typu), ale z reguły ludzie jarają się byle czym, wywyższając byle co na piedestały. Dlatego też chcę się podzielić z Wami teledyskami, które uznaję za prawdziwie zajebiste.

Poniżej przedstawię Wam moje top 10 najlepszych teledysków, jakie widziałem. Przy czym powiem tak, zrobienie sensownej toplisty z AMV, jest dla mnie równie problematyczne, co zrobienie takiej samej listy z anime. Niby da się, ale jest wiele produkcji, które są ex aequo z innymi, co strasznie utrudnia pracę. Dlatego też ostatnie trzy miejsca faktycznie pokazują (wg mnie) najlepsze AMV (reszta powiedzmy że jest równa mimo wszystko). Kryteriów było wiele. Głównym był czas. Wiele teledysków mimo swej fajności nie przetrwało próby czasu i później po którymś już seansie z rzędu przestało bawić. Wyjątkiem jest numer 1, zaraz dowiecie się dlaczego. Poza tym, niektórzy twórcy mają na swoim koncie po kilka mega teledysków, ale na jednego twórcę przypada jeden teledysk. Chcę po prostu uniknąć dominacji jakiegoś konkretnego autora.

Miejsce X „Fade to Blue”
Pierwszy AMV z Akrossa. Ukms[z] to intrygujący twórca. Po „Fade to Blue” i „Reflections” zapoznałem się z resztą jego produkcji. Generalnie bywały lepsze i gorsze twory. Autor ten jest udowadnia, że nie potrzeba wyjątkowych umiejętności, by stworzyć co najmniej bardzo dobre dzieło. Albo inaczej, umiejętności muszą być na tyle wysokie, by wcielić wizję twórcy w życie. Opisywany tutaj przeze mnie „Fade to Blue” uważam za takie arcydzieło. Świetne, niezwykle klimatyczne wprowadzenie intryguje widza już na początku. Dalej widzimy bardzo oryginalną scenę z Windowsem i edytorem tekstu (widziałem taką tylko w 3 teledyskach). Później widzimy szybkie i ostre wprowadzenie. Dalej jest jeszcze ostrzej, a wszystko kończy się krwawym finałem. Jest to drugi AMV skupiający się bezpośrednio na tematyce gwałtu jaki widziałem w swoim życiu. Ukms[z] z tego co wiem, jest mężczyzną (przynajmniej wszystko na to wskazuje), przez co pokazuje ten temat od strony męskiej. Drugi teledysk jest autorstwa kobiety, a sam AMV zwie się „The cost of living”. Widać nieco różnice w formie, pomyśle, a przede wszystkim w przedstawianiu emocji. Moim zdaniem oba prezentują na tyle wyrównany, wysoki poziom, że nie jestem w stanie powiedzieć, który jest lepszy. Jeśli już jednak miałbym odpowiadać z nożem na gardle, to wskazałbym prawdopodobnie na „Fade to Blue”.

Link:

Miejsce IX „Euphoria”
To legendarne dzieło Koopiskevy zna chyba każdy, kto interesuje się teledyskami anime lub bywał na konwentach na początku lat 2000. Przez długi czas gdy ktoś mówił bardzo dobry teledysk, to wszyscy podświadomie myśleli o tej pracy Koopiskevy. Bardzo długo utrzymywało się na pierwszych miejscach wszelkich toplist popularności. W dobrym towarzystwie ludzi znających się na teledyskach (takie wiecie, towarzystwo wzajemnej adoracji), można sobie pozwolić na nieznajomość pewnych dzieł, jednakże jak ktoś nie znał „Euphorii”, to był wzrokiem obdzierany z jakiejkolwiek godności. Przypadek autentyczny, na jednym konwencie jeden z ludków, który rzekomo znał się na teledyskach, nic nie wiedział o „Euphorii”... która w tamtych czasach biła rekordy popularności. Generalnie ten teledysk rozpropagował “RahXephona” dość mocno (a przynajmniej ja się spotykałem bardzo często z opiniami ludzi, którzy dzięki Koopiskevie obejrzeli ten naprawdę dobry klon NGE), za co należy mu się chwała. Jeśli chodzi natomiast o sam teledysk, to autor odwalił kawał dobrej roboty wykorzystując spokojny utwór zespołu „Frou Frou”. Mogło by się wydawać, że do takiej piosenki nie pasuje taka liczba efektów. Mimo ich mnogości, to nie przeszkadzają one w seansie (zapewne dlatego, że są dość spokojne dla oka i nie inwazyjne). Jeżeli się serio interesujesz AMV i chcesz zobaczyć naprawdę kawał dobrej roboty, to polecam “Euphorię”.

Link:

Miejsce VIII „Prayer for Destruction”
Przez długi czas arcydzieło NHKM-a było jednym z moich ulubionych teledysków. Jakiś czas temu nieco straciło na rzecz innych, lecz później wróciło do łask. Duża w tym zasługa fazy na “Akirę” i Evangeliona. „Prayer of Destruction” wprawdzie nie pokazuje jednego z największych atutów tego niezwykle utalentowanego artysty (czyli lip-synca - synchronizacji ust mangowego ludka ze śpiewanym przez wokalistę tekstem), ale w rewelacyjny sposób ukazuje apokalipsę oraz bardzo mi się podoba. Efekty, które zostały użyte w tym teledysku nie są wprawdzie jakieś super niesamowite, jednakże nie muszą takie być. O wielkiej klasie NHKM-a świadczy to, że dobrał takie efekty specjalne, które wzmacniają sceny i podkreślają ich tragizm lub wielkość. Ponadto bardzo dobrze dopasował muzykę. Utwór kapeli “Muse” idealnie pasuje do tak tragicznych scen występujących w NGE i „Akirze”. Polecam, a jednocześnie przypominam – wybrałem ten teledysk głównie dlatego, że przykuł moją uwagę. Warto się zaznajomić zresztą twórczości NHKM'a. Zwłaszcza z tymi AMV-kami wykorzystującymi “Vision of Escaflowne”, w których to autor pokazuje swój kunszt w lip-sync.

Link:

Miejsce VII „Son of Saiyan”
Było trochę smętów, to trzeba dorzucić do pieca!. „Son of Saiyan” to jeden z najlepszych (moim zdaniem najlepszy, nie umniejszając ani trochę bądź Boże wielkości „Doomraiderowi”) teledysk z DBZ. Przepis na dobry action jest prosty: szybka muzyka, prosta fabuła, epickość, DUŻO MOCY, super klimat i ostre przypie... w pewnym momencie (albo momentach). Te wszystkie cechy ma w sobie mini dzieło DenLeona. Na tle tych wszystkich słabych vidów, którymi jarają się ludzie z YT ten wyróżnia fajnym wykonaniem i konsekwencją. Dużo ekszynów z OP, Naruto i innych popularnych serii ma nawalonych tyle efektów, że się nie da oglądać (lub są różne problemy z montażem). Wiadomo, czasem trzeba, ale znaj umiar panie! Z reguły wybiera się kilka efektów i wokół nich buduje się video (tak, by zachować jakąś przejrzystość i nie tylko). Ponadto autor wykonał śmiały ruch. Pokazał, że DBZ jest ciągle chwytliwym materiałem na dobry i w miarę unikalną pracę. Wystarczy do niego po prostu odpowiednio podejść - wymyślić oryginalną fabułę, wykorzystać sceny/ujęcia, które nie zostały zbyt wiele razy przemielone przez innych twórców. Reasumując – tak, jest wiele lepszych teledysków akcji. Tak, są lepsze produkcje które można tu wrzucić. Doceniłem jednak swoistą oryginalność oraz to, że jest to klasyczny teledysk, ale w nowych i dużo lepszych barwach.

Link:

Miejsce VI „Phobia”
CrackTheSky jest twórcą, który czuje się niczym ryba w wodzie robiąc schizujące teledyski. Pierwotnie miałem tu pisać o trudno dostępnym w internecie (zdobyłem go dzięki kumplowi, który pokazał mi twórczość CTS) „D!gital me”, gdyż wydawał mi się być lepszym. Dlatego nim przystąpiłem do pisania tego tekstu, przejrzałem jeszcze raz teledyski, które brałem pod uwagę. „Phobia” bardziej mi się spodobała po porównaniu. Trudno jest mi znaleźć słowo, które dobrze by opisywało uczucie, jakie czuję przy oglądaniu tego teledysku. Myślę, że najbliższe temu co chcę powiedzieć będzie określenie niepewność. Jak już mówiłem, podczas oglądania filmiku nie boję się, bo nie jest to teledysk typu horror. Jednakże za każdym razem, gdy go oglądam czuję się dość niepewnie. Jest on wywołany przez świetnie dopasowaną muzykę oraz znakomicie dobrane sceny z anime “Paranoia Agent”. Opowiedziane w nim historie (tak!) są dopracowane do perfekcji. Teraz, gdy piszę o „Phobi” niejako żałuję że nie dałem mu 2 lub 3 miejsca. Zbyt dużo czynników decyduje o pozycji. Ostatecznie wygrały czysto subiektywne wrażenia. Generalnie naprawdę warto obejrzeć ten AMV. Mimo wielu obejrzeń, to nadal mi się bardzo podoba!

Link:

Miejsce V „A Man Inside”
Paolo Gatelli to jeden z wielu pionierów, jak również geniuszy gatunku. Nieumieszczenie go na tej liście byłoby z mojej strony olbrzymim błędem. To przy jego teledyskach po raz pierwszy zaliczyłem opad szczeny w okolice tyłka (tak jak przy „Beast Within”). Wg mnie „A Man Inside” to jego magnum-opus, dzieło życia (choć rozważałem wrzucenie tutaj „Bardock's Last Hours” jego drugi najlepszy AMV). Stworzył coś pięknego z naprawdę słabego filmu anime (naprawdę, nawet nie wiecie jak bardzo przecierałem oczy ze zdumienia jak obejrzałem Amona, bo przecież na teledysku wyglądał tak świetnie). Autor w sposób nieprzeciętnie zajebisty dopracował klimat łącząc dwa utwory, co dało świetny efekt. Nie ma tutaj jest 1080p, wbijających w fotel efektów specjalnych. Jest za to teledysk opowiadający pewną historię, streszczający w świetny sposób scenariusz marnego anime. Bardzo wielu współczesnym (niezwykle często niesłusznie gloryfikowanym dodam) video-klipom brakuje takiego dopracowania do perfekcji, pomysłu, a przede wszystkim klimatu. Teraz połowę roboty odwala epicka muzyka, która w opinii amatorów lub niedzielnych fanów AMV w pełni wystarczy. Tak, jest to świetny dodatek niezwykle ułatwiający stworzenie b. dobrego teledysku, ale jak to się mówi Z gówna bicza nie ukręcisz. Musi być dobry i materiał i umiejętności. Paolo Gatelli z przysłowiowego gówna zrobił arcydzieło. Niesłusznie zapomniane arcydzieło.

Link:

Miejsce IV „Whisper of the Beast”
Nieprzypadkowo znajduje się zaraz za SB. Istiv i ScorpionsUltd rywalizowali ze sobą i o ile dobrze pamiętam, to praktycznie na każdym konkursie przegrywali o włos z „Shounen Bushidou”. Przez to grupa tych bezsprzecznie utalentowanych rosyjskich AMV-makerów, zniknęła ze sceny na parę lat. Wjechali z buta na ubiegłoroczny Akross i wywalczyli sobie zwycięstwo rewelacyjnym w kilku prestiżowych konkursach (zajmując 1 miejsce ze swoim „All that you can't leave behind”). Jednakże zajmę się tu przedstawieniem WotB-a, a nie ich nowego dzieła. Jak dobrze sięgam pamięcią, tak nie przypominam sobie, by ktoś wcześniej zrobił AMV z alternatywną fabułą na taką skalę. Grupa rosyjskich fanów-zapaleńców postawiła sobie za cel znalezienie odpowiedzi na pytanie: „A co by było, gdyby...?” Swoją odpowiedź przedstawili w formie teledysku. Produkcja urzeka nie tylko pomysłem, ale i wykonaniem. Dawniej efekt „maskowania” („wycinania” postaci z jednego klipu i wklejaniu go do innego, mówiąc prostym językiem) nie był tak rozprzestrzeniony, a tu widzimy takie sceny! W tamtych czasach był to duży wysiłek, który wart jest docenienia. Musieli zrobić całkiem niezłą reklamę zespołowi Megaherz. Jednocześnie ten teledysk (podobnie zresztą jak inne na tej liście) się przez te wszystkie lata wcale nie zestrzały. W przypadku WotB-a ponadczasowy okazał się przekaz oraz scenariusz. Nie jest on skomplikowany, ale jak to ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Proste rozwiązania są najlepsze”. Tutaj ScorpionsUltd trafili w 10-tkę. Wnioskując po wielu memach i wypowiedziach w internecie, to mało kto przepada za j.niemieckim. Polecam jednak się w tym przypadku przemóc i obejrzeć „Whisper of the Beast” ze świetnym kawałkiem „5. Marz”.

Link:

Miejsce III „Shounen Bushidou”
Bardzo długo zastanawiałem się, któremu teledyskowi przyznać trzecie miejsce (przy pierwszym i drugim nie miałem takiej zagwozdki). W końcu jednak postanowiłem, że trzeba przyznać Cesarzowi, co Cesarskie, a nie można zaprzeczyć temu, że „Istiv wielkim AMVmakerem był”. Arcydzieło autorstwa Istiva swego czasu rządziło (w sumie to rządzi dalej, nie pozwolę tak świetnemu dziełu zaginąć w odmętach internetu!). Lista użytych anime zresztą mówi sama za siebie, nie trzeba nic dodawać. Jeżeli dodamy do tego, że Istiv w fajny sposób poukrywał przeróżne ”smaczki” dla kumatych widzów, to widać że mamy do czynienia z wyjątkowym dziełem. Generalnie ten teledysk jak najbardziej zasługuje na pierwsze miejsce, ale nie jest dopracowany na „cacy” (co jak już mówiłem, nie jest absolutnie wadą). Wadą za to jest już zdecydowany nadmiar „Naruto”. Przy oglądaniu tego teledysku można odnieść bardzo smutne wrażenie, że Istiv wykorzystywał to anime jako „zapchajdziurę” (podczas gdy dopatrzyłem się tylko jednej, króciutkiej sceny z „Heat Guy J”, „Hajime no Ippo” i paru innych tytułów). Rzeczą oczywistą jest, że nieraz wrzuca się „zapchaj dziurę”, mogącą nie tylko nieco upiększyć robotę (np. pracę klasową, wypracowanie, obrazek), ale również wypełnić braki, których za cholerę nie da się sensownie „wypchać” lub byłoby to zbyt czasochłonne. Ale... jest jedno małe „ale”. Nadmiar materiałów z tytułu o przygodach Nindży w pomarańczowym dresie aż wali po oczach. Ale żeby skończyć na czymś pozytywnym, to autor wybrał doskonałą kapelę. Większość (o ile nie wszystkie „nuty”) kawałków autorstwa Masterplanu perfekcyjnie nadaje się do teledysków poświęconym szonenom. A jednym z najlepszych jest właśnie „Spirit Never Die”. Mimo pewnych drobnych wad, „Shounen Bushidou” jest definitywnie jednym z najlepszych teledysków, jakie powstały.

Link:

Miejsce II „The Conspiracy of Law”
Zaszczytne drugie miejsce otrzymuje arcydzieło autorstwa Artofeel. Ten AMV oddaje w 100% sens “Death Note'a”, czyli poszukuje odpowiedzi na odwieczne pytanie: „Czy gdyby człowiek miał moc Boga i chciałby za jej pomocą naprawić świat, to czy zrobiłby to dobrze...?”. Wprawdzie przedstawia sytuację dość jednostronnie (co moim zdaniem absolutnie nie jest wadą, po prostu zbiera „do kupy” wszystkie argumenty i tezy obrońców Lighta przedstawiając je za pomocą obrazu). Pod względem technicznym niewiele można zarzucić temu obrazowi. Niektóre efekty moim zdaniem trwale zapiszą się w historii AMV (np. scena w której Light „koloruje” szary świat na kolorowo albo motyw z przesuwającymi się obrazkami z tekstem na nich). Przesłanie jest ponadczasowe. “Death Note” w mojej opinii ma wprawdzie niewielkie szanse na zostanie mocno kultowym anime (genialny pomysł, ale bardzo niedopracowany... za bardzo), ale dał twórcom olbrzymie pole do popisu jeśli chodzi o tworzenie teledysków. Z reguły widywałem lepsze lub gorsze actiony. Niektóre teledyski czasem zmuszały do myślenia, ale większość z nich wypada blado (z jednym wyjątkiem - „Spoil”, jest on niewiele gorszy od „The Conspiracy...”) przy omawianym przeze mnie dziele. Klimat mimo że jest w dużej mierze dziełem świetnej muzyki, to został w świetny sposób wypełniony przez Artofeela. Te i inne motywy, o których nie wspomniałem spowodowały, że ten AMV znajduje się na drugim miejscu. Gdy obejrzałem go zaraz po premierze w 2008 roku, to mój mózg z wrażenia znalazł się na ścianie. Zaraz po pierwszym seansie podszedłem po niego, włożyłem na miejsce i obejrzałem „The Conspiracy of Law” po raz drugi.

Link:

Miejsce I „Beast Within”
Niekwestionowane miejsce pierwsze otrzymuje „Beast Within” autorstwa gościa o nicku Bea$t. Tak między Bogiem a prawdą, to jest to MMV (i nie zdziwię się reakcjom niektórych ludzi), ale ten teledysk to absolutna miazga. Jak dla mnie jest to „absolutny win”, który ustalił pewne standardy zajebistości. Tak, niektórzy mogą powiedzieć, że w np. takim „Shounen Bushidou” było bardzo dużo maskowania (i nie tylko, poskładanie tamtego w logiczną całość stanowiło nie lada wyzwanie) i będą mieli absolutną rację. Problem jest taki, że dzieło Istiva w niektórych momentach (zwłaszcza pod koniec) było edytowane nieco niedbale, widać było zmęczenie twórcy przy tym teledysku. Przy czym go za to broń Boże nie krytykuję. Ja osobiście pewnie prędzej zniósłbym strusie jajo niż zrobił taki teledysk. Chodzi o to, że „Beast Within” to perfekcja sama w sobie. Utwór „The taste of regret” autorstwa kapeli In Fear and Faith w 101% oddaje ducha “Berserka”. Ostrość, szybkość, moc, fabułę. Bea$t z kolei dopasował go równie dobrze. Widz na początku zaczyna wkręcać się w klimat teledysku (o ile nie przeszkadza mu ostra, metalowa muzyka), po czym zalicza systematyczny opad szczęki w okolice tyłka. Każda scena jest perfekcyjna, nie ma na niej najmniejszej skazy. Na końcu człowiek jest totalnie zmielony formą i treścią teledysku. Mój znajomy kiedyś powiedział po obejrzeniu „Beast Within” coś takiego: „Ten teledysk to dowód na to, że “Berserk” nie jest tytułem dla plebsu, a dla dojrzałego widza. Byle gówniarz czegoś takiego nie zrobi. Nie mylił się. Od pierwszego seansu nie spotkałem się jeszcze z lepszym filmikiem. Z innym znajomym (również twórcą teledysków jak i b. dobrym znawcą) zaczęliśmy komentować techniczne detale tego MMV i w połowie zaprzestaliśmy. Nie wiem, czy nasza wiedza (którą oceniam na dość wysoką) była zbyt mała lub nasz mózg tego zwyczajnie nie ogarniał, ale wymiękliśmy, uświadamiając sobie jednocześnie, jaka przepaść oddziela nas od światowej czołówki. Reasumując - „Beast Within” to po prostu arcydzieło.

Link:

No i to by było na tyle. Czy jestem z tej listy zadowolony? Nie do końca. Brak miejsca. By zrobić satysfakcjonującą mnie listę musiałbym mieć z 30 pozycji, a nie 10. Wybierałem tak, by (prawie) każdy znalazł coś dla siebie. Czemu prawie? Bo niektórych gatunków po prostu nie oglądam (np. komedie). Niektóre typy mogą być wg Was nieco nietrafione. Innych może boleć brak wybitnych teledysków („Spoil”, „Beyond” od Reversed Studios, „Bleach Technique Beat”, „The Perfect Human”, „Don't Break”, dowolnego teledysku od CastorTroya, dowolnej pracy od Nostromo, „Silencio”... i tak dalej). Jeżeli spodobał się Wam ten tekst i chcecie dalszej części, to z miłą chęcią napiszę ciąg dalszy z innymi propozycjami. Chciałem pokazać Wam, drodzy czytelnicy, pewną alternatywę dla zalewu śmiecia z YT. Każdy, kto ma program, muzykę i anime może robić teledysk. Nie, nie każdy. Nikt nie rodzi się niewiadomo jakim twórcą, ale wystarczy szczypta talentu, dużo wolnego czasu, pomysł, jeszcze więcej wolnego czasu i można zostać bardzo dobrym. Sam widziałem kilku twórców, których pierwsze prace mimo pewnych szkolnych błędów miały w sobie to coś. Po prostu trzeba czerpać wzorce od tych dobrych, a nie od tych słabych. I na tym zakończę.


Pierwotnie opublikowano na Zwykły chłopak piszący o popkulturze, polityce, anime, serialach, ksiażkach i wszystkim innym, co go zainteresuje.. Blog na Steem napędzany przez dBlog.

Coin Marketplace

STEEM 0.32
TRX 0.11
JST 0.034
BTC 66269.58
ETH 3204.67
USDT 1.00
SBD 4.24