O co chodzi z tym odstrzałem dzików? [ANALIZA]
Temat afrykańskiego pomoru świń (ASF) wraca jak bumerang zwłaszcza wtedy, gdy media informują nas o kolejnych planach rządu na rozwiązanie tego problemu. Problemu, który – dodajmy – już dotarł do Polski i generuje (póki co) milionowe straty dla gospodarki.
Tym razem wrzawę wśród opinii publicznej wzbudziły plany masowego odstrzału dzików na terenie całego kraju, które Ministerstwo Środowiska zleciło Polskiemu Związkowi Łowieckiemu i zaplanowało na najbliższe tygodnie.
ASF (African swine fever) to choroba trzody chlewnej, którą wywołuje wirus Asfivirus. Cechuje ją bardzo silna wybroczynowość i śmiertelność. Zapadają na nią zwierzęta z rodziny świniowatych, co w przypadku naszej szerokości geograficznej dotyczy głównie świń domowych oraz dzików. Zarażone zwierzę pada w ciągu kilku dni od infekcji.
Jak sama nazwa wskazuje, jest to choroba, która swoją karierę w początkach XX wieku rozpoczęła na terenie Afryki. Przez kilkadziesiąt lat notowano jej przypadki na terenie południowej Europy, a w XXI wieku pojawiła się w Rosji. W 2013 roku obecność wirusa potwierdzono na Białorusi, skąd drogą bezpośrednią rok później dotarł do Polski, a także na Litwę i Ukrainę. Od tego czasu regularnie obserwujemy pojaw nowych ognisk ASF i rozprzestrzenianie w kierunku zachodnim. Stan obecny zasięgu choroby przedstawia poniższa mapa.
Źródło: https://bip.wetgiw.gov.pl/asf/mapa/
Jak wspomniano wyżej, chorobę cechuje bardzo wysoka śmiertelność. Łatwo się domyślić, co się dzieje, gdy jedna świnia w chlewni zachoruje na ASF. Padają wszystkie pozostałe, a te, które przetrwały, należy ubić, a wszystkie tusze zutylizować. Generuje to ogromne straty nie tylko dla pojedynczych rolników zajmujących się chowem trzody chlewnej, ale także dla całej polskiej gospodarki. Jak więc zapobiec i zwalczać ASF?
Jak dotąd nie opracowano skutecznej metody leczenia tej choroby, stąd też jednym sposobem jest jej zapobieganie. Można i należy to robić poprzez wygaszanie lokalnych ognisk ASF (utylizacja padłych świń i dzików, stosowanie ograniczeń, zakazów, nakazów i środków kontroli na terenie wystąpienia choroby) i nie dopuszczanie do powstawania nowych. Wektorem choroby jednak obok dzików, które w naturalny sposób się przemieszczają, mogą, i jak się okazuje bardzo często bywają ludzie. Główny Inspektorat Weterynarii wydał odpowiednie przepisy i zarządzenia dotyczące bioasekuracji dla hodowców trzody, które mają zabezpieczyć gospodarstwa przed kontaktami z dzikami, a tym samym i ASF. Jednak Ministerstwo Środowiska wskazuje, że jest to niewystarczające, ponieważ bardzo duża populacja dzików pozostaje stałym rezerwuarem choroby i bez radykalnych działań nie będzie możliwe jej całkowite wygaszenie na terenie Polski. Tych radykalnych działań przedstawiono kilka. Po pierwsze ma to być stworzenie stałego ogrodzenia wzdłuż wschodniej granicy, które stanie się sztuczną barierą uniemożliwiającą migracje zwierząt, a więc i rozprzestrzenianie się ASF w środowisku naturalnym. O wpływie takiego ogrodzenia na cały ekosystem (który nie zna przecież granic państwowych) i jego faktycznej (a nie deklarowanej) skuteczności chyba mówić nie trzeba. Kolejne natomiast to silna redukcja populacji dzika.
Jesienią 2016 roku Ministerstwo Środowiska zarządziło ogólnopolską inwentaryzację dzików, która miała dać rzeczywisty obraz o stanie liczebnym tego gatunku w Polsce. W działania te zaangażowano ponad 85 tys. osób, które objęły zasięgiem teren o przeszło 8,8 mln ha powierzchni leśnej, trzcinowisk, terenów podmokłych i pozostających jeszcze na gruncie kukurydzy. Na podstawie meldunków strefowych oszacowano liczebność dzików w całym kraju na 144 079 szt., co dało zagęszczenie na poziomie 0,5szt./km2. Zagęszczenie dzików w nadleśnictwach prezentuje poniższa mapa.
Źródło: http://www.lomza.pzlow.pl/2016/11/wyniki-ogolnopolskiej-inwentaryzacji-dzikow-2016/
Od tego czasu minęły nieco ponad 2 lata i dzisiaj populację tego gatunku szacuje się na 216 tys. osobników (roczny przyrost ok. 150%, pomniejszony o pozyskanie w czasie polowań). W 2017 roku rządowy zespół zarządzania kryzysowego wydał rekomendację, by populację zmniejszyć do 0,1 szt./km2. Jednak nie przedstawiono rzetelnych badań, które by potwierdziły, że takie rozrzedzenie populacji zapobiegnie przenoszeniu ASF. Jak bowiem podaje Europejska Agencja ds. Żywności, eksperci nie mogli ustalić progu zagęszczenia dzików, poniżej którego ASF wygaśnie. Wirus rozprzestrzeniał się także na terenach, gdzie występowało bardzo niewiele dzików.
Bardzo wątpliwe czy zaplanowany masowy odstrzał dzików przyniesie wymierne korzyści w walce z ASF. Pomijając fakt, że to nie one mają pierwszorzędne znaczenie w roznoszeniu ASF, ale człowiek, to niemożliwe jest wykonanie redukcji dzika na poziomie zaplanowanym przez ministerstwo (ok. 200 tys.). Do tego celu należałoby ogrodzić poszczególne kompleksy leśne, a następnie armią ludzi ustawioną w tyralierę metr po metrze przeczesywać teren w poszukiwaniu dzików i dokonywać odstrzału. A minister chyba zapomniał, że myśliwi to nie etatowi pracownicy resortu czy żołnierze, ale grupa hobbystów, którą nie tak dawno przy nowelizacji ustawy Prawo łowieckie potraktował z bardzo dużą butą i arogancją, niemal całkowicie ignorując głosy tego środowiska. Ministerstwo zachęca także do odstrzału prośnych loch, co jest nie do przyjęcia dla myśliwego kierującego się zasadami etyki łowieckiej. Zresztą zgodnie z dotychczas obowiązującym kalendarzem łowieckim, po 15 stycznia na lochy jest zakaz polowań.
Reasumując: redukcję populacji dzika należy prowadzić, tak jak do tej pory realizował to Polski Związek Łowiecki, a być może w zakresie nieco większym (plan na sezon 2018/2019 – 185 tys. dzików, na 30 listopada 2018 zrealizowany w 90,7%), co w żaden sposób nie zagraża trwałości tego gatunku. Bowiem mamy tu z jednej strony do czynienia z omawianym problemem ASF, przy którym dziki odgrywają pewną, choć niedecydującą rolę, a z drugiej z rosnącymi szkodami łowieckimi w uprawach rolnych czy w wypadkach komunikacyjnych. Masowy odstrzał dzika w walce z chorobą nie przyniesie jednak większych skutków, bo jak słusznie wskazuje raport NIKu: „Skuteczność wyeliminowania ASF zależy przede wszystkim od zabezpieczenia gospodarstw i świadomego działania rolników”. To na prawidłowej i ściśle kontrolowanej bioasekuracji Ministerstwo Środowiska wraz z Generalnym Inspektoratem Weterynarii powinno się skupić, bo, jak to zwykle bywa, w walce z afrykańskim pomorem świń zawodzi czynnik ludzki.
Tekst opublikowanie pierwotnie na portalu narodowcy.net