Witamy w kraju leniwców!

in #pl-artykuly6 years ago (edited)

WP_20180414_014.jpg

W przedmowie, serdecznie pozdrawiamy @veggie-sloth i wszystkich jego braci, którzy skrzętnie ukrywają się w koronach drzew, a wypatrywanie ich powinno stać się sportem olimpijskim 😊

Lot z Gwatemala City do San Jose przebiegł bez większych niespodzianek (problemy żołądkowe, których dzień wcześniej nabawił się Suchy, na szczęście odpuściły na czas przelotu). Po wylądowaniu, czekała nas, jak zawsze, rutynowa kontrola paszportów. Jednak limit pecha na ten dzień wciąż nie został wyczerpany. Daniel, osłabiony brakiem snu i z wciąż bolącymi trzewiami trafił na pulchną panią celnik, która postanowiła bardzo rzetelnie wypełnić swój obowiązek wobec kraju i nie wpuszczać nikogo, kto nie posiadałby biletu powrotnego. Zadawalała pytania, na które biedny Suchy nie potrafił udzielić odpowiedzi. Podróżując na spontanie, bez konkretnych terminów, ciężko jest odpowiedzieć na pytania typu: „dokąd jedziesz dalej?”, „kiedy wyjeżdżasz?” oraz „czy masz kupiony bilet tam gdzie chcesz dalej jechać?”.

W tym poście wyjaśniliśmy jakie są obowiązkowe dokumenty, aby wjechać do Kostaryki, więc pani celnik miała absolutne prawo do tych trudnych pytań. Tylko czemu zadała je akurat Suchemu w dzień jego totalnej niemocy?

I tym oto sposobem, brak odpowiedzi potwierdzającej na ostatnie pytanie poskutkowało zabraniem paszportu i groźbą deportacji z kraju (Suchy był jedyną osobą, której się to przytrafiło…). Warunkiem wpuszczenia na teren Kostaryki było przedstawienie jakiegokolwiek biletu poświadczającego wyjazd z tego wspaniałego miejsca. Nie mając wielkiego wyboru, korzystając z publicznego WiFi na lotnisku, Suchy rozpoczął poszukiwania przewoźnika, który najtaniej sprzedałby miejsce w autobusie (na którym i tak przewiezione zostałoby powietrze, bądź czyjeś torby). Gdy myślał, że wszystko będzie już z górki, to jak na złość, żadna z jego kart debetowych i kredytowych nie została autoryzowana. Banki odrzucały wszelakie próby płatności, ze względu na brak odpowiednich zabezpieczeń w sieci WiFi. Pot ciekł po plecach, minuty mijały niczym sekundy, a efekt był wciąż ten sam – płatność odrzucona. Na usta cisnęło się soczyste KU(sialala)WA. Ale pamiętajmy, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i skoro legalnie, za pieniążki, nie dało się zakupić biletu, to trzeba było spróbować to zrobić trochę naokoło. Z pomocą, jak zawsze, przyszedł wujek google i strona do tworzenia fake rezerwacji.

Po wpisaniu wszystkich danych i teoretycznych dat, zapisany plik pdf spodobał się pani celnik i tym razem, bez kolejnych pytań, wbiła wizę na 3 miesiące.

BIENVENIDOS EN COSTA RICA!

W końcu, mogliśmy to wykrzyczeć na głos i zamówiliśmy uber’a, który zawiózł nas do hostelu. Naszym marzeniem, w danej chwili, było wyspać się po 2 ciężkich nocach, spędzonych wśród oparów psich i kocich odchodów. Spotkała nas jeszcze jedna niespodzianka – okazało się, że omyłkowo zarezerwowaliśmy łóżka w dormitorium, a nie prywatny pokój, a jedyne czego wtedy potrzebowaliśmy to trochę prywatności. Nasza rezerwacja pojawiła się jako pierwsza, zaraz po otwarciu hostelu i z tegoż powodu turecki właściciel, mając miły gest, bez dopłaty zamienił nam pokój na prywatny. Po odczekaniu aż 3h umożliwili nam zameldowanie się – były to bardzo długie 3 godziny, z resztą, jak cały ten dzień, ale doczekaliśmy się i w końcu, nadszedł czas na błogi sen w czystej pościeli - największe marzenie dnia się ziściło.

WP_20180310_003.jpg
W oczekiwaniu na pokój

Niesamowitym jest, że podczas tego typu doświadczeń, człowiek zaczyna doceniać tak proste rzeczy jak wygodne lóżko, czysta pościel czy po prostu podłoga w pokoju, na której można stanąć bosą stopą. Możemy śmiało stwierdzić, że marzenia zależą od (punktu siedzenia) sytuacji, w której się znajdujemy.

Zwiedzanie San Jose rozpoczęliśmy (tak jak we wszystkich dużych miastach i stolicach) od spaceru do centrum. Niestety, nie oczarowało nas, a tłumy ludzi, które przelewały się przez ulice, śmiało można porównać do ilości wody, która przepływa przez wodospad Niagara. Ogólny chaos, harmider i smród spalin zacierał jakiekolwiek doznania estetyczne. Odwiedziliśmy mercado, kupiliśmy magnesy, zjedliśmy i wróciliśmy do hostelu by zaplanować dalszą część zwiedzania.

WP_20180308_004.jpg
Gruba baba

WP_20180308_006.jpg

WP_20180308_005.jpg

WP_20180308_003.jpg

Lokalny mercado

WP_20180308_009.jpg

Kościół w centrum

IMG_20180308_131203644.jpg

Teatro Nacional de Costarica

WP_20180308_017.jpg

Metalowcy

WP_20180308_016.jpg

Jakiś tam park w San Jose

WP_20180308_012.jpg
Minęliśmy kilka tego typu pomników, na których znajdowały się kartki z informacjami na temat przemocy wśród społeczeństwa

WP_20180308_018.jpg

Dobry market, żydowskie ceny :)

No i to by było na tyle. Powoli zaczynaliśmy się przyzwyczajać do nowej waluty i kultury oraz sposobu mówienia, bo kostarykański hiszpański trochę różni się od tego, który mieliśmy okazję usłyszeć we wszystkich innych krajach, które odwiedziliśmy do tej pory.

WP_20180314_014.jpg

Do usłyszenia,

Suchy i Moniś

Sort:  

"wygodne lóżko, czysta pościel czy po prostu podłoga w pokoju, na której można stanąć bosą stopą"
Standardy szybko się zmieniają w czasie podróży! :D Doskonalne rozumiem co macie na myśli. Teraz z radością śpię w miejscach, których ogłoszenia trzy miesiace temu ominął bym szerokim łukiem. ;)

Też, ale bardzo często ludzie zapraszają nas do siebie a oni potrafią mieć bardzo niskie wymagania od życia :)

Moim zdaniem to piękna sprawa. Te nasze "europejskie standardy", codzienna pogoń, przesadny konsumpjonizm zabiły piękno prostego, spokojnego życia. Wiadomo, że dziura w toalecie zamiast muszli, czy grzyb na ścianach to przesada, ale proste mebelki na prostej podłodze, czyste łóżko, woda w kranie, prąd i jako taki net to w mojej opinii wszystko, czego potrzeba. Podróże otworzyły mi oczy na wiele spraw i doszedłem do wniosku, że pozostałe rzeczy to tylko dodatki i można bez nich żyć.

Otóż to! Ja już tak czułem wcześniej, ale teraz się tylko utwierdzam, że wygodnie można żyć bez prsesadnej manii posiadania i schludnie :)

Jak fajnie! :) Dziękuję za pozdrowienia, przekaże również kolegom! Pura Vida nie taka pura w San Jose?

Ha! Mam podobną poduszkę - jest postrachem kota! :)

Niestety San Jose jak kazde duze miasto nie odbiega zbytnio od schematu Amyryk Lacinskiej, ale wioseczki to juz inna bajka :)

ojeeeju jakie slodziaki, strasznie chcialam jednego spotkac w VE ale nie mialam szansy :P

Podróżowanie jednak nie jest takie proste, ale rekompensata w postaci odwiedzanych miejsc, jest zapewne tego warta. :)
Masz wiadomość ode mnie na steemchat.
Pozdrawiam.

(...) a wypatrywanie ich powinno stać się sportem olimpijskim 😊

To samo tyczy się wypatrywania koali w koronach drzew w Australii ha ha ;))

Coin Marketplace

STEEM 0.17
TRX 0.15
JST 0.028
BTC 62924.41
ETH 2436.05
USDT 1.00
SBD 2.52