ERROR 404 - Zdecentralizowane czasopismo o grach i technologii nr. 4
Witajcie w kolejnym wydaniu zdecentralizowanego czasopisma o grach i technologii – ERROR 404
Dziś w numerze
- Z głębin podszafia - Gorasul: Dziedzictwo Smoka
- Kącik Retro - Michael Jordan: Chaos in the Windy City
1. Z głębin podszafia - Gorasul: Dziedzictwo Smoka
Przedmowa
Kupiłam i nigdy nie zagrałam. Nie udało się po prostu zainstalować tej gry. Polski dystrybutor - CDP zaliczyło fatalną wpadkę wypuszczając na rynek partię płyt w których instalator służył praktycznie do ozdoby. Była podobno jakaś łatka. Z łatką było jednak tak, że można ją było ściągnąć do jakiejś konkretnej daty a ja grę kupiłam już po tym terminie. I zostały mi na pamiątkę cztery płyty CD. A zapowiadało się tak urokliwie...
Gorasul: Dziedzictwo Smoka - tytuł wabił przygodą. Miłe dla oka screeny i trailer obiecywały spokojną rozrywkę - bez fajerwerków, ale i też bez nudy. Grafika w porównaniu ze współczesnymi grami nie porywała. Ot klasyczne plenery w 2D - dużo zieleni, skromne chałupinki wieśniaków, schludne gospody i dopracowane w szczegółach wnętrza siedzib bogaczy.
Ludzie pisali o niej różnie. Niektórym się podobała, innych zniecierpliwiły już pierwsze przygody i zostawiali Roszondasa samego, gdzieś w leśnej głuszy. Cóż... fabuła typu: "bez twojej pomocy świat zginie, a jeśli odmówisz, nie dowiesz się niczego o swoim pochodzeniu" jest dość częsta w grach i nic dziwnego, że niektórych może znużyć mamienie sieroty pozycją bohatera w połączeniu z szantażem. Ci jednak którzy zdecydowali się zostać i grać bohaterem mieli do wypełnienia historię, w której Roszondas - tytułowy bohater budzi się... i pierwsza rzecz, której się dowiaduje o sobie to fakt, że umarł 10 lat temu. No ale świat w potrzebie i trzeba stawić czoła tym złym.
Twórcy gry wpatrzeni w niezwykle popularny wówczas tytuł "Baldur's Gate" starali się stworzyć coś podobnego i... jak twierdzą ci, którzy grali, na podobieństwach się skończyło. Mnie by to w niczym nie przeszkadzało... Tym bardziej że, recenzenci piszą, iż bohater nie nudził się w drodze przez drogi i bezdroża mogąc pogadać z własnym mieczem. No ale cóż - los chciał inaczej. Może gdybym zagrała to dziś w miejsce pochwał i tęsknoty za grą byłyby grymasy? Tego się już zapewne nie dowiem.
2. Kącik Retro - Michael Jordan: Chaos in the Windy City
Przedmowa
Witajcie w kolejnej edycji Kącika Retro na łamach ERROR 404. Ostatnio pisałem o jednej z moich ulubionych platformówek na Segę MegaDrive, więc dzisiaj postanowiłem napisać coś o grze na bezpośredniego rywala tej konsoli w tamtych czasach jakim zdecydowanie jest Super Nintendo Entertainment System, w skrócie SNES, a w naszym kraju, jak zapewne nie tylko, po prostu Super Nintendo. W czasach świetności tej konsoli nie miałem swojego egzemplarza, ale zdarzało mi się wymieniać z kolegami za MegaDrivea, czy po prostu pożyczać, więc kilka gier z bogatej biblioteki udało mi się ukończyć. Oczywiście mógłbym pisać o Marianie, Zeldach, Final Fantasy, czy Donkey Kongach, ale to są gry, które wszyscy znają i mam nadzieje, że jeszcze będzie na nie czas. Dzisiaj chciałbym napisać o grze, która nie była chyba jakoś bardzo popularna, a nawet znalazła się w rankingu 10 najgorszych gier na SNESa.
Tytułem, o którym chciałbym dzisiaj napisać jest gra wydana w 1995 roku przez Electronic Arts, a nosi ona tytuł Michael Jordan: Chaos in the Windy City. Jest to platformówka, której głównym bohaterem, jak nie trudno się domyślić jest legendarny koszykarz, Michael Jordan. Jego drużyna zostaje porwana, a on rusza na misję odnalezienia i uratowania swoich kolegów z rąk szalonego naukowca.
Fabułę już po części streściłem w akapicie wyżej, więc nie będę się nad nią specjalnie rozwodził. Tym bardziej, jeśli ktoś chciałby zagrać to nie będę spoilerował. Dodam tylko, że jest ona przedstawiana w komiksowym stylu. Mamy ramki i dymki z wypowiedziami naszego bohatera, jak i innych postaci.
Nasz nieustraszony Michael ma do przebycia 24 poziomy, w których czeka na niego skakanie, zbieranie różnych przedmiotów, rozwiązywanie prostych zagadek, typu znajdź klucz żeby otworzyć drzwi, walka z różnymi kreaturami, na każdym poziomie razem ze zmianą otoczenia zmieniają się też przeciwnicy, oraz otwieraniu setek drzwi, w których mogą czaić się zasadzki bądź atrakcyjne nagrody. Aha zapomniał bym jeszcze o uwalnianiu kolegów z drużyny, co ciekawe, odnajdowanie ich jest opcjonalne i jeśli ominiemy, któregoś z naszych kamratów to nic specjalnego się nie stanie. Za to jeśli, za którymiś z drzwi znajdziemy naszego towarzysza, możemy z nim chwilkę pogadać, wypytać o jakieś pomocne wskazówki i otrzymać bonus w postaci klucza, czy piłki.
Poziomów jest w sumie 24 jednak okoliczności przyrody nie zmieniają się tak często. Każda z lokacji obejmuje w sumie 5 poziomów, których wystrój jest bardzo podobny. Cała gra rozgrywa się na terenie miasta. Możemy wracać do wcześniejszych plansz używając do tego mapy miasta pojawiającej się pomiędzy poziomami.
Żeby przemieścić się pomiędzy kolejnymi lokacjami musimy przejść dodatkową planszę rozgrywającą się w metrze, czy bardziej pasowałoby napisać kolei miejskiej, gdyż pociągi poruszają się na powierzchni, a nie w tunelach. Są to raczej poziomy bonusowe, gdzie staramy się unikać latarni i innych przeszkód będąc na dachu, oraz paparazzich kiedy poruszamy się wewnątrz pociągu.
Oczywiście są też poziomy typowo bonusowe. Wejścia do nich poukrywane są za drzwiami, które otwieramy w trakcie penetrowania zwykłych poziomów. Kiedy otworzymy drzwi i naszym oczom ukaże się wyzierająca ze środka fioletowa spirala, oznacza to, że znaleźliśmy wejście do planszy bonusowej. Przeważnie jest to jedno pomieszczenie, w którym spędzić możemy określoną ilość czasu i w trakcie jego odliczania musimy zniszczyć jak największą ilość wrogów, otworzyć jak największą ilość drzwi, albo przeskoczyć jak najwyżej zbierając po drodze bonusy.
W planszach tych możemy odnowić energię, złapać dodatkowe życie, albo nazbierać innych power upów. Dlatego warto przeszukiwać poziomy w poszukiwaniu tych ukrytych portali. Same poziomy też nie są proste jak w zwykłych platformówkach. Tutaj każdy poziom jest labiryntem, z przynajmniej dwoma możliwymi drogami do celu. Dlatego często można po prostu ominąć drogocenne bonusy. W tej grze zdecydowanie przydaje się pamięć i orientacja w terenie. Jeśli nam tego brakuje, to możemy godzinami błądzić po planszy szukając wyjścia.
Oczywiście jak na gwiazdę koszykówki przystało, nasz heros posiadanie piłki ma opracowane do perfekcji i jest ona naszym podstawowym orężem w walce przeciwnikami stającymi nam na drodze. Oprócz możliwości rzucania nią przed siebie, możemy też wykonać wyskok zakończony wsadem, dzięki temu piłka leci w dół a nie do przodu. Do tego pojawiają się w grze power upy w postaci różnokolorowych piłek. Każdy rodzaj oprócz podstawowej piłki jest ograniczony ilościowo, a do tego posiada inne właściwości. Znajdziemy piłki zamrażające, wybuchające, samonaprowadzające, toczące się po ziemi, wybuchające i jeszcze kilka innych rodzajów. Każda odmiana piłki znajdzie swoje zastosowanie nie tylko w walce, ale może też się przydać do rozwiązywania niektórych zagadek, czy zebrania niedostępnych bonusów. Na przykład zamrażająca piłka po trafieniu w ziemię tworzy ślizgawkę, dzięki której możemy się prześliznąć w trudno dostępne miejsca, za to piłka potrafiąca przenikać przez ściany i zbierać przedmioty przyda się kiedy dodatkowe życie schowane jest za ścianą i nie możemy się do niego w żaden sposób dostać.
Oprócz piłek na naszej drodze znajdziemy też przedmioty odnawiające naszą energię życiową, bo na szczęście autorzy gry wpadli na pomysł, że nie zabija nas każdy kontakt z wrogiem, a zabiera on nam tylko część energii. Ilość jej można też zwiększyć znalezieniem specjalnego przedmiotu. Oczywiście jakoś trzeba też zarobić na kolejne życia. Tutaj są to oczywiście srebrne i złote monety przypominające piłki do kosza. Srebrne dodają jeden punkt, złote, pięć. Oczywiście aby uzyskać dodatkowe życie należy zebrać ich 1oo. Monety te otrzymujemy z zabitych wrogów, lub za otwarcie niektórych drzwi. Jest to więc kolejny powód do plądrowania każdej planszy.
Po zaliczeniu każdego etapu wyświetla nam się tablica świetlna przypominająca tą z meczy NBA, na której podliczane są punkty, podawane najważniejsze statystyki, typu ilu ziomeczków udało się nam uwolnić, jakie karty zdobyliśmy, a po zaliczeniu całej lokacji pojawia się tam też hasło dostępu do tego momentu gry. Bo nie wiem, czy wszyscy pamiętają, ale kiedyś, kiedy nie było jeszcze możliwości zapisywania gry (tak, tak, kiedyś nie było opcji zapisz w grach ;) ), ta podawała nam kod, na podstawie którego po ponownym uruchomieniu przez nas gry i wpisaniu owego gra odtwarzała wszystkie parametry rozgrywki i pozwalała nam rozpocząć grę od miejsca, w którym skończyliśmy poprzednio.
Wypadało by też napisać kilka słów o oprawie audio/video. Pod tym względem gra wypada całkiem przyzwoicie. Grafika jest naprawdę przyjemna dla oka, a nawet powiedziałbym, że więcej niż to. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie woda płynąca w niektórych miejscach pierwszej lokacji. Dodatkowo animacja wygląda całkiem stabilnie, nie widać tutaj żadnych braków. Wszystko porusza się płynnie. Ruchy Michaela również wyglądają całkiem naturalnie, szczególnie kiedy z rozbiegu wyskoczymy tak jak byśmy chcieli zrobić slum dunka, albo zostawimy go na chwilę w spokoju i ten zaczyna żonglować piłką. Ogólnie gra wygląda bardzo ładnie i stylowo. Jedyne do czego mógłbym się na siłę przyczepić, to trochę wiejące pustką tła plansz. Na szczęście na pierwszym planie dzieje się na tyle dużo, że nie przeszkadza to specjalnie w rozgrywce.
Jeżeli chodzi o udźwiękowienie to też muszę przyznać, że gra robi dobre wrażenie. Muzyka przygrywająca nam w trakcie plądrowania plansz jest nastrojowa, nieco mroczna i bardzo pasuje do takiego trochę cięższego klimatu niż opisywane poprzednio Comix Zone. Ta gra zdecydowanie jest bardziej poważna i taka jest też muzyka. Ja osobiście muszę powiedzieć, że wpadła mi w ucho i zdarzało się, że odpalałem ekran tytułowy i zwlekałem z rozpoczęciem grania tylko po to żeby posłuchać sobie w spokoju muzyki.
Efekty dźwiękowe też stoją na przyzwoitym poziomie. Co prawda nie ma ich jakoś specjalnie dużo, ale nie przeszkadzają w graniu i dobrze się komponują tworząc przyzwoite środowisko dźwiękowe. Znajdziemy tutaj nawet przesample'owany głos samego Michaela. Kidy wciskamy przycisk start, żeby spauzować grę. Ogólnie oprawa audio/video w mojej ocenie nawet dziś po ponad 20 latach od premiery potrafi się obronić.
Zatem, skoro ta gra tak fajnie brzmi i wygląda to czemu niby trafiła na 7 miejsce zestawienia 10 najgorszych gier na Super Nintendo oraz została określona mianem zmarnowanej licencji? Moja odpowiedź brzmi: nie wiem, ale się domyślam ;) Otóż gra jest stosunkowo trudna. Największe problemy jakie stwarza, to ogarnięcie sterowania. Michael porusza się płynnie, ale bardzo mułowato, przez to szybka zmiana kierunku poruszania się z lewa na prawo, albo odwrotnie zajmuje mu zdecydowanie za dużo czasu i często kończy się zgonem naszego bohatera. Ogólnie do sterowania trzeba się przyzwyczaić. Mnie zajęło kilka godzin zanim przyzwyczaiłem się do tego w jaki sposób porusza się kontrolowana przeze mnie postać. Może to dla tego gra została tak, a nie inaczej przyjęta przez graczy i recenzentów. Ja nie widzę powodu, dla którego gra miałaby zostać umieszczona w tym rankingu. 2o lat temu, jak i trzy dni temu, bawiłem się przy tej pozycji tak samo dobrze i uważam, że gra zestarzała się całkiem godnie.
Jeśli jesteście fanami retro, a nie mieliście okazji zetknąć się z grą Michael Jackson: Chaos in the Windy City to zdecydowanie polecam. Myślę, że ta gra została niesłusznie pogrzebana przez recenzentów i należy jej się nieco szacunku.
Autorzy:
- Z głębin podszafia - Gorasul: Dziedzictwo Smoka - @koszanikokosza
- Kącik Retro - Michael Jordan: Chaos in the Windy City - @ciapo
@kepkeeper – 2 SBD
@kapitanpolak - wsparcie merytoryczne