[PL] Kasia na boliwijskiej drodze śmierci

in #polish7 years ago (edited)

Kasia na boliwijskiej drodze śmierci

P1080782 (Copy) 2.jpg

Moja boliwijska przygoda

W pierwszej połowie 2015 roku podróżowałam samodzielnie z plecakiem po Ameryce Łacińskiej.

Jednym z przystanków była Boliwia, kraj, który zrobił na mnie duże wrażenie!

Boliwia, nazwana tak po Simón Bolívarze, przywódcy walk o wyzwolenie Ameryki Południowej spod władzy Hiszpanii, to moim zdaniem jeden z najciekawszych państw regionu. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jej relatywnie niewielkie rozmiary.
Niestety większość turystów nadal omija ten kraj, uważając go za zbyt niebezpieczny lub, zwyczajnie, mniej ciekawy niż, graniczące z Boliwią, Peru.

bolivia-south-america-map.jpg
source

Kiedy dotarłam do La Paz, jednej z dwóch boliwijskich stolic (kostytucyjnie uznaną jest Sucre, podczas gdy La Paz jest siedzibą rządu), wiedziałam już, że chcę doświadczyć jazdy rowerem tak zwaną drogą śmierci.

Czym dokładnie jest “droga śmierci” (the death road/ la ruta de la muerte)?

Droga Yungas to kręta, ale bardzo malownicza droga nad przepaścią, ciągnąca się przez 69 kilometrów. Pozwala ona doświadczyć podczas jedej podróży zarówno gór (pasmo Cordillera Oriental), jak i Amazońskiego lasu deszczowego.

1.jpg
source

Droga Yungas była budowana w latach trzydziestych ubiegłego wieku przez paragwajskich jeńców wojennych.
Od czasu ukończenia prac była ona jedynym połączeniem regionów La Paz i Yungas. Niestety śmiertelność była tak wysoka, że zaczęła być ona monitorowana. Do tego stopnia, że w 1995 roku Międzyamerykański Bank Rozwoju nazwał ją „najniebezpieczniejszą drogą świata”.

Co czyni tę drogę tak niebezpieczną?

Istnieje kilka ważnych powodów dla których Droga Yungas nosi miano „drogi śmierci”. Jest ona bardzo kręta. Ogólnie rzecz biorąc i co do zasady mówimy o drodze szutrowej, składającej się z jednego pasma. Czy wspominałam już o 900 metrowych klifach, nie zabezpieczonych barierkami? Kiedy pada (a pora deszczowa trwa tu od listopada do marca!) droga zmienia się w błoto. Kiedy natomiast jest słonecznie, należy być ostrożnym i zwracać uwagę na osuwiska i lawiny kamieni, a także unoszący się z każdym krokiem kurz, bowiem ogranicza on bardzo widoczność.

Jedna z lokalnych reguł przetrwania mówi,że kierowca zjeżdżający nie ma prawa pierwszeństwa i musi ustawic się po zewnętrznej stronie drogi, a więc od strony przepaści. To wymusza by taki pojazd zatrzymał się ustępując pojazdowi z naprzeciwka, zapewniając niejako „bezpieczny” manewr. W przeciwieństwie do pozostałej części Boliwii, tutaj wymaga się, by pojazdy jechały lewą stroną drogi, tak by kierowca miał lepszą widoczność tego, często wychyla się on przez okno oceniając ile cm ma do dyspozycji!

krzyz.jpg
source

Modernizacja drogi zakończyła się w 2009 r. , niestety można ją nazwać “cmentarzyskiem”. Wzdłuż drogi ustawione są krzyże i inne elementy mające upamiętnić tragiczne wypadki pojedynczej osoby, lub, najczęściej, całej grupy. Zakłada się, że co roku około 200-300 ludzi straciło życie na drodze śmierci! To niezwykle smutna część Boliwijskiej historii współczesnej.

Wynikiem prac modernizacyjnych wybudowana została alternatywna droga, otwarta dla transport, aut czy autobusów, zastępując najniebezpieczniejszy odcinek Drogi Yungas.
Jednakże sama oryginalna droga śmierci pozostała otwarta. Dziś jest ona wykorzystywana przez firmy oferujące turystom zastrzyk adrenaliny, a mianowicie zjazd drogą śmierci.

”Droga śmierci” w “Top Gear”

Top_Gear_Bolivia_Special_2-3-.jpg
source

Gorąco polecam “Bolivia special”, jeden z odcinków świetnego (całkowicie subiektywna opinia;)) show stacji BBC – “Top Gear”. Konretnie mam na myśli odcinek 6 z serii 14.

Podczas tego długiego, bo aż 76 minutowego odcinka Jeremy Clarkson i reszta chłopaków przemierzają Boliwię używanymi autami zakupionymi lokalnie.
Część nagrana podczas ich przejazdu drogą śmierci może wywołać dreszcze!:)

Droga śmierci.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam to określenie, wiedziałam, że chcę jej doświadczyć!

Jeśli miałabym być z Wami całkowicie szczera, musiałabym się przyznać, że nie poświeciłam wiele czasu, by dowiedzieć się skąd wzięło się to określenie. Czułam natomiast, że chcę nią przejechać. Chciałam przygody, nietuzinkowego doświadczenia.

Dopiero później doszło do mnie jak jestem uprzywilejowana. Mogłam potraktowac przejazd „drogą śmierci” jako kolejną przygodę, coś o czym będę opowiadać bliskim przy winie. Kolejna rzecz z „bucket list” do odhaczenia. Europa jest obecnie kontynentem, który oferuje bezpieczne i relatywnie dostatnie życie. Nigdy nie doświadczyłam prawdziwego głodu. Nie ryzykuję życia jadąc do pracy, szkoły czy np. w odwiedziny do rodziny.

Jako, że piszę tego posta ostatniego dnia 2017 r., łapię sie na lekko refleksyjnym nastroju. Mówiąc krótko- zycie nie zawsze jest dla mnie łaskawe. Daje po dupie, wyciągam lekcję (lub i nie i wtedy znów dostaję po łapach). Nadal wiele upadków przede mną. Ale. Jestem wdzięczna za to, co już osiągnełam. Moje małe zwycięstwa. Moje życie.
Jeśli tylko poczujesz to w sobie zachęcam byś oderwał się na minutę od codziennego biegu, odetchnął I zwyczajnie wyraził wdzięczność za co już masz i kim jesteś. :)

Ale, ale… wróćmy do głównego tematu dzisiejszego posta! ;)

Przyjmuje się, że od 1998 roku aż 22 osoby zginęły podczas przejazdu rowerem „drogą śmierci”!

Przygotowania.

Oczywiście można jechać drogą samodzielnie. Najczęściej robią tak motocykliści. Jeśli jednak chcesz jechać rowerem polecam wynajęcie agencji turystycznej.

Jeśli o mnie chodzi, poświeciłam sporo czasu, by znaleźć agencję, której bym zaufała. Raczej jestem wybredna w tym zakresie. Zwłaszcza jesli podróżuję z minimalnym budżetem.
Moje kryteria? Możliwie najwyższa jakoś za możliwie nie bardzo wygórowaną cenę. Wydaje się to być zadaniem prostym, ale uwierzcie mi, że tak nie jest. Wybrałam firmę „Barracuda” (w dalszej częsci posta dam znać dlaczego nie polecam tej firmy). Pojawiłam się w ich biurze w La Paz, by dopytać o szczegóły. Chciałam wiedzieć czy droga może być rzeczywiście niebezpieczna, a jeśli tak, to na co trzeba uważać? Zostałam zapewniona, że jeśli tylko będę uważna i rozgarnięta, będę słuchać przewodnika i jego wskazówek, wszytsko będzie dobrze. Że wypadki się zdażają, gdy nawalają rowery, najczęsciej ich hamulce. Firma zagwarantowała mi, że mają najlepszy sprzęt!

Ubezpieczenie?
Niestety nie pamiętam czy ubezpieczenie było wliczone w cenę wyprawy. Ja swoje miałam już wykupione przed wylotem do Ameryki Południowej. Obejmowało ono uprawianie sportów „ekstremalnych”. I przyznam Wam, że była to bardzo dobra decyzja, jako że przydalo mi się juz w pierwszym tygoniu mojej solo wyprawy! (ale to historia na innego posta;))

Zaczynamy!

Spotkaliśmy się wczesnym porankiem, wypiliśmy kawę w lokalnym barze, po czym pojechaliśmy busem na najwyższy punkt drogi Yungas– 4700 m npm. Tam przydzielono nam rowery, kaski, ubranie wierzchnie oraz krótko opisano plan dnia. Uczestniczyliśmy również w krótkim rytuale – każdy z uczestników musiał wypić łyka chicha’y [czyt. cziczy], mocnego napoju alkoholowego z zfermentowanej kukurydzy. W ramach takiego obżądku, skierowanego do Pachamama’y – Inkaskiej bogini ziemi – pierwszy i ostani łyk należy się jej (rozlewa się odrobinę chichy na ziemię). Takich rytuałów jest zresztą więcej i z pewnością o tym jeszcze napiszę w kolejnym poście.

Fotoram.io 2 (Copy).jpg

Tutaj także poinformowano nas, że tego dnia główna droga (alternatywna) jest (cześciowo) zamknięta i, że będą nas mijać auta. Podobno taka sytuacja zdarzają się niezwykle rzadko i sami organizatorzy są zaskoczeni. Ale mamy zachować zimną krew i się nie stresować.

Droga sama w sobie ma 64 km, z których 56 przemierza się rowerem. Z punktu startowego, będącego na wysokości 4700 m. npm., wije się ona w dół, by osiągnąć 1100 m. npm. Spadek jest imponujący – w przybliżeniu 90%! Co to oznacza w praktyce? Zaczynamy jazdę poubierani od stop do głów (tak, mam na mysli również czapkę zimową i rękawiczki), po czym stopniowo te wartwy sie z siebie zdejmuje;) Pod koniec drogi można doświadczyć warunków tropikalnych, dużej wilgotności lasu deszczowego.

Spadek wysokości jest tak duży, że droga pozwala nam cieszyć się niezwykłymi i zróżnicowanymi widokami: wodospady, strumienie wodne, mgła, góry, las amazoński...

P1080857 (Copy) 2.jpg

Początek jest raczej niewymagający, bowiem droga prowadząca do miasteczka Unduavi jest asfaltowa.
Dopero później robi się “ciekawie”. Wkraczamy na pierwotną „drogę śmierci”, a asfalt zmienia się w drogę szutrową. Jest ona wąska i kreta, obserwowanie czy zza zakretu nie wyłoni się pojazd staje się mocno utrudnione!

P1080782 (Copy) 2.jpg

P1080826 (Copy) 2.jpg

Moje jedyne negatyne wspomnienie dotyczy roweru, który został mi przydzielony. Podczas zjazdu jego przedni hamulec zablokował się. By zahamować musiałam zeskoczyć z roweru. Szczęscie w nieszczęsciu – nie spanikowałam, a także udało mi się zeskoczyc z roweru. Gdyby stało się to na innym, węższym, odcinku drogi, mogłoby się to skończyć źle. Nie chcę jednak myśleć co by było, gdyby. Najważniejsze, że nic mi się nie stało, dostałam zapasowy rower, który znajdował się na jadącym za nami busie organizatora. Ale. Nikt mnie za tę sytuację nie przeprosił, a sam właściciel agencji (podobno!) dowiedział się o wypadku ode mnie.

Popoludniu dotarliśmy do mety- mieścinki Yolosa, znajdującej się w malowniczym regionie Coroico.
Wzięlismy prysznic, zjedlismy obiad w towarzystwie egzotycznej, dużej (ja byłam onieśmielona jej rozmiarami;)) papugi (nie będącej oczywiscie w klatce). I zwyczajnie odpoczywaliśmy ciesząc oczy widokiem.

Moje wrażenia?

Ciesze się bardzo, że się zdecydowałam zjechać drogą śmierci. Jesli będę ponownie w okolicy , zdecydowanie zrobię to jeszcze raz! Dlatego też z pełnym przekonaniem polecam tę przygodę każdemu, kto jest w raczej niezłej formie fizycznej i nie boi się otwartych przestrzeni!

Mam nadzieję, że podobała się Wam moja opowieść.

Ściskam Was ciepło i do przeczytania wkrótce!:)
Kasia

Sort:  

O kurcze, odważna jesteś :) Gdzie ta papuga?

No właśnie zdjęcia moim telefonem się nie zachowały:/ ściskam i dziękuję:)

Od samego oglądania zdjęć zmiękły mi nogi :D Twoje podejście do życia jest bardzo inspirujące!

Dziękuję za miłe słowa:)

"Jedna z lokalnych reguł przetrwania mówi,że kierowca zjeżdżający nie ma prawa pierwszeństwa i musi ustawic się po zewnętrznej stronie drogi, a więc od strony przepaści."
Wyobrazilem sobie wlasnie pytania egzaminacyjne na boliwijskim prawie jazdy :) Rozumiem, czemu moga byc problemy z uznaniem go w Polsce ;)
A zupełnie poważnie, to świetny opis. Lubią tak samo jak my narzekać na "te nasze drogi"? ;)

Dzięki za komentarz! ;) ściskam:)

Oglądałem ten odcinek Top Gear. Zazdroszczę Ci andyjskich przeżyć i klimatów z całego serca. Przyznaję bez bicia. :)

Napisz coś o organizacyjnej stronie przedsięwzięcia.
Pozdrawiam.

Więcej o samej wyprawie i jej organizacji w tym samym poście, dodałam kilka dni temu :) pozdrawiam!

Kurdę tam strach iść pieszo a co dopiero mijać się autami.

Nie jest aż tak strasznie :)

Wspaniała przygoda. Gratuluję odwagi!

This nice
i like this post

Kurczę jakie widoki. Zazdroszczę. Super. Pozdrawiam

W takim razie musisz kiedyś spróbować!:)

Brawo za odwagę ,super widoki i krajobraz :-)

Dziękuję za miły komentarz:)

tagiem poprawnym jest #pl-artykuly

Super, dziękuję @fervi! :) jeszcze jakieś tagi dotyczące artykułów pisanych w języku polskim/dot. Polski, które powinnam znać? :)

Na razie nie, ale sytuacja rozwija się. Polska społeczność się rozrasta i coraz więcej tagów będzie. A przynajmniej powinno być :)

Coin Marketplace

STEEM 0.21
TRX 0.14
JST 0.030
BTC 67422.69
ETH 3492.15
USDT 1.00
SBD 2.70